Karol Wojtyła
MELANCHOLIK

Nie chciałem wziąć. Zbyt długo we mnie waży się ból,
zrazu przyjęty dość słabo -
waży się w wyobraźni i toczy z wolna jak mól,
jak rdza zużywa żelazo.

Ach, wypłynąć z nurtu ukrytego i przejść poza
bólu przedsmak!
Jest życie, proste i wielki - jego głębia nie kończy się
we mnie.
Rzeczywistość bardziej wspaniała jest niźli bolesna.
Zrównoważyć to wszystko nareszcie gestem dojrzałym
i pewnym!

Nie wracać po tyle razy, lecz iść i dźwigać po prostu
w równym odstępie godzin te cala subtelna strukturę,
która w granicach mózgu tak łatwo przemienia się
w roztrój,
a sama w sobie zmęczeniem jest bardziej niż bólem.

I może bardziej być z Nim niż z sobą tylko,
bardziej być z Nim -
odsunąć grozę spraw na tyle,
by wystarczył zwyczajny czyn.

Miniony tydzień oprócz tego, ze zleciał jak z bicza strzelił, to przyniósł nam pewne trudności, z którymi mniej lub bardziej, szybciej lub wolniej, ale jakoś sobie poradziliśmy. Tak więc przeżyliśmy zatrucie po wizycie u Julii (albańskiej dziewczyny mieszkającej w naszej wsi), która poczęstowała nas kakao. Wiedzieliśmy że powinniśmy uważać na bakterie, której tutaj w Albanii są dla nas bardziej niebezpieczne niż w Polsce, ale słysząc propozycje podania takiego rarytasu jak kakao, jakoś nie myśleliśmy o bakteriach. Skutki były takie, że dwie osoby musiały zająć się dziećmi, bo reszta nie mogła ruszyć się z łóżka.
Kolejna przygoda wiązała się z nieproszonym gościem, który zadomowił się w naszej hacjendzie, a każdy znak jego obecności przyprawiał mnie o dreszcze. Był to szczur wielkości świnki morskiej, który przedwczoraj w nocy siedział sobie jak gdyby nigdy nic na firance, która znajdowała się w odległości trzech centymetrów od mojego łózka. Z racji tego, że pokój dzieliłam z Agatką i Molą, to wszystkie trzy zerwałyśmy się na równe nogi i zafundowałyśmy niezły koncert nocnych wrzasków. Oczywiście nasza reakcja była dla Wiktora powodem do śmiechu przez kilka następnych dni, ale ja zdecydowanie wolę inne rozrywki niż szczury grasujące w nocy po pokoju.
Jakby tego było mało, dziś rano nie mieliśmy jak się umyć, bo okazało się, ze zabrakło bieżącej wody. Wyschła studnia, która zaopatrza cały nasz dom w wodę. Biorąc pod uwagę fakt, że 40-stopniowy upał to nie są najbardziej sprzyjające warunki do oszczędzania wody, nie jest to komfortowa sytuacja, ale z drugiej strony mamy okazję doświadczyć na własnej skórze iście misyjnych warunków.

W tym tygodniu musieliśmy też odwołać zajęcia na jeden dzień, bo dzieci zachowywały się okropnie i trzeba było dać im do zrozumienia, że tak dalej być nie może. Ostatnio nie wszystko wychodzi nam tak, jakbyśmy chcieli, mamy chwile słabości, ale tak naprawdę - cóż to ma za znaczenie wobec tych chwil szczęścia, które daje nam codzienny pobyt tutaj, wobec tych wszystkich wybuchów śmiechu przy wspólnym posiłku, wobec bogactwa doświadczeń, których w żadnym innym miejscu byśmy nie doznali.
Nie wiem jak to się dzieje, że w tej albańskiej rzeczywistości człowiek potrafi być naprawdę sobą - 'zachwycać się chwilami jak dobrymi produkcjami', zachłysnąć się życiem, być tylko tu i teraz. To zadziwiające, że nawet w trudnych momentach, wymagających cierpliwości, czasem pokory, czasem wzmożonego wysiłku, potrafię dostrzec to Światło, które jest wszędzie wokół mnie, potrafię docenić piękno chwili - tej jedynej, niepowtarzalnej, którą dostałam w prezencie od Niego.

0 komentarze:

Blogger Template by Blogcrowds