Ach, co to był za dzień... I właściwie na tym powinnam zakończyć, bo i tak nie oddam tego, co się dzisiaj działo. Najlepsze jest to, że zawsze marzyłam o takiej chwili jak dziś i nawet sama o tym zapomniałam, a On pamiętał. Taniec w deszczu i to w dodatku przy dźwiękach albańskiej muzyki - mmm shume bukur!
Otóż dzisiaj ni stad ni zowąd okazało się, ze jest jakieś tutejsze święto i dzieci nie przyszły na zajęcia (właściwie pojawiały się, ale w okrojonej wersji i w godzinach bardzo rożnych). Tylko Freskida i Altiona z samego rana przyszły, żeby nam zakomunikować, ze z dwóch ujęć obok nas leci woda, którą możemy napełnić studnię, co po trzech dniach bez bieżącej wody było dla nas zbawienną wiadomością. Chociaż nie było zajęć, a może właśnie dlatego - mieliśmy dobra okazję, żeby po prostu pobyć z tymi dziećmi, które przyszły, a były to te najbiedniejsze, które zostały w wiosce pomimo święta.
No a kulminacją tego dnia była fiesta u rodziny Altiony, Freskidy, Leona i Lieki, która odbyła się na ganku jeszcze nie wybudowanego nowego domu. To, jak ugościła nas ta najbiedniejsza w wiosce rodzina, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. W dodatku atmosfera tam - mimo ze nie było z nami Padre Toma, który zawsze przekładał nam z albańskiego na polski - swobodna, radosna, iście świąteczna. Na stole oprócz typowego przysmaku (arbuza) wylądował smażony bakłażan, smażone ziemniaki, pieczone mięso, ogórkowo-pomidorowa surówka, oliwki oraz oczywiście piwo i rakija. A na koniec - pani domu przyniosła nam najpyszniejszy na świecie świeżo upieczony chleb.

Najbardziej interesującą częścią - z mojego punktu widzenia - były arabskie tańce, które z niewinnie się zapowiadającego pokazu Altiony i jej starszej siostry Melisy przerodziły się w prawdziwą fiestę na piasku i kamieniach przed domem. Ja zostałam wydelegowana jako pierwsza z naszej 'polskiej' ekipy i jakże było to cudowne uczucie - tańczyć z albańskimi dziewczynami, na wiejskim podwórko, na boso, przy rytmach tureckiej muzyki. W dodatku w pewnym momencie zaczął padać deszcz, który tylko wzmocnił moje doznania. To było tak niesamowite przeżycie, ze choćbym chciała, to nie jestem w stanie go opisać. Takich chwil nie kupi się za żadne pieniądze, nie znajdzie w żadnym eleganckim sklepie w galerii handlowej. Takie chwile są kolejnym, pięknym dowodem miłości Tego na Górze. I jak tu kochać, jak Mu nie ufać, kiedy On wie lepiej niż my, czego nam potrzeba. Spełnia nasze najgłębsze pragnienia, zanim zdążymy o nie poprosić. Więc może lepiej nie prosić i zdać się na Jego wolę.

'To, co mam - to radość najpiękniejszych lat
To, co mam - to serce, które jeszcze na wszystko stać
To, co mam - to młodość, której nie potrafię kryć
To wiara, że naprawdę umiem żyć'
 (Anna Jantar)

0 komentarze:

Blogger Template by Blogcrowds